Kazania maryjne

14.10.2012

Wielkoduszność dzieci

0 komentarzy · 6426 czytań · Drukuj

O tym, jak głęboko dzieci przeżywały spotkania z Maryją, świadczy ich zachowanie. Już nazajutrz po pierwszym objawieniu, gdy dzieci jak zwykle zagnały swoje owce na pastwisko, mała Hiacynta usiadła na skale, na uboczu, z dala od bawiących się towarzyszy.

- Hiacynto, czy ty dzisiaj nie chcesz się z nami bawić?

- Dzisiaj nie chcę się z wami bawić! - odpowiedziała poważnie dziewczynka.

- A dlaczego?

- Bo myślę o tym, co powiedziała wczoraj Pani: że mamy odmawiać Różaniec i składać ofiary za grzeszników. Tak, teraz przy Różańcu musimy odmawiać całe Zdrowaś Maryjo - dzieci bowiem poprzednio skracały sobie tę modlitwę ograniczając ją do pierwszych słów pozdrowienia anielskiego - i całe Ojcze nasz. Nie wiem jednak, jak mamy składać Panu Jezusowi ofiary!

Rzecz zrozumiała, że pojęcie ofiary w znaczeniu teologicznym nie mieściło się jeszcze w umyśle tych trojga małych pastuszków. Któż zresztą z otoczenia miał ich o tym pouczyć?

- Mam! - zawołał nagle Franciszek. - Damy nasz podwieczorek owcom i w ten sposób odmówimy sobie tego, co sami mamy zjeść!

Nie namyślając się długo, postąpił zgodnie ze swym "wynalazkiem" i cały swój podwieczorek dał pasącym się owcom. Łucja i Hiacynta poszły w jego ślady. Odtąd dzieci codziennie myślały o tym, jaką by tego dnia uczynić dla Boga ofiarę w intencji nawrócenia grzeszników.

Pewnego dnia pastuszkowie nasi spotkali się ze swymi rówieśnikami, których rodzice byli bardzo biedni i utrzymywali się z jałmużny.

- Czy damy tym dzieciom nasz podwieczorek dla nawrócenia grzeszników? - zapytała swoje rodzeństwo Hiacynta - i nie namyślając się długo, podbiegła do nich i dała im swój chleb. Podobnie postąpiła Łucja i Franciszek. Dzieci były im bardzo wdzięczne za ten dar i starały się częściej spotykać ze swymi dobrodziejami. Toteż mali entuzjaści nawracania grzeszników miewali często dni postu.

Gdy dzieci otrzymały od rodziców smaczne owoce lub inne łakocie, rozdawały je wielkodusznie innym. Oprócz posiłków dzieci zaczęły także wyrzekać się napoju. Od czasu do czasu czyniły obietnicę, że nie będą nic piły przez dziewięć dni, poza posiłkami w domu. Była to ofiara heroiczna, gdy się zważy, jak dokuczliwa była letnia spiekota na pastwisku.

Wczesnym rankiem dzieci wyszły z domu, bo miały zamiar w tym dniu zapędzić owce na dalej położone pastwisko. Rodzice polecili im, przebywać w cieniu drzew w ciągu całego dnia i nie wracać do domu w południe, kiedy był największy upał. Po drodze spotkały swoich małych przyjaciół i Hiacynta oddała im z lekkim sercem cały zapas jedzenia na obiad i podwieczorek. Dzień był cudowny. Słońce prażyło niemiłosiernie. Około godziny jedenastej wysuszona trawa i kamienista okolica zamieniły się w rozżarzony piec piekarski. Pragnienie dokuczało dzieciom jeszcze bardziej niż głód, a na miejscu nie było ani kropli wody do picia.

Początkowo z radością i wspaniałomyślnie ofiarowały to cierpienie za grzeszników, ale gdy minęło południe, nie mogły dłużej wytrzymać. Łucja zaproponowała więc swoim towarzyszom, że pójdzie po wodę do sąsiedniej wsi. Zgodzono się na to. Zapukała do drzwi pewnego domu, otworzyła jej staruszka i na prośbę dziewczynki podała dzbanek wody i sama od siebie dodała jeszcze kawałek chleba. Łucja wzięła to z wdzięcznością i przyniosła dzieciom,by się z nimi podzielić. Gdy podała dzbanek z wodą Franciszkowi, ten odpowiedział:

- Nie będę pić!

- A to dlaczego?

- Chcę cierpieć za grzeszników. Pij ty, Hiacynto.

- Ja także chcę zrobić ofiarę za grzeszników!

W rezultacie Łucja wylała całą wodę w kamienne wyżłobienie, by owce mogły się napić, a potem odniosła dzbanek staruszce i podziękowała za jej dobre serce.

Te i inne, nawet bardzo drobne gesty dzieci, miały w oczach Boga wielką wartość, bo wszystkim ofiarom towarzyszyła wielka miłość pragnąca wynagrodzić Jezusowi krzywdy, jakich nieustannie doznaje z powodu grzechu człowieka. Miłość dzieci do Jezusa znieważonego ludzkimi grzechami powodowała, że wytrwale podejmowały trud wyrzeczenia, ofiar, aby złożyć zadośćuczynienie Bogu i Jego Matce.

Dzisiaj pojęcia ofiary, ekspiacji, wyrzeczenia dla wielu ludzi straciły swą pozytywną wymowę. Wielu z nas raczej szuka tego, co wygodniejsze, łatwiejsze, przyjemniejsze i bardzo narzeka wówczas, gdy coś nie dzieje się zgodnie z naszymi oczekiwaniami.

Trudno nam podjąć ofiarę rozumianą w sensie fizycznym, zewnętrznym, taką, jaką podejmowały fatimskie dzieci. Być może wydaje się nam ona czymś dziwacznym i głupim. Jaki bowiem sens może mieć odmawianie sobie napoju podczas upału, czy nie lepiej sięgnąć po butelkę coca-coli albo kupić sobie loda?

Przyzwyczajeni jesteśmy do konsumpcyjnego stylu życia i trudno nam dostrzec wartość takich wyrzeczeń. Jeszcze chyba trudniej nam dzisiaj zrozumieć sens i podjąć wysiłek wewnętrznej ofiary duchowej. Często tak bardzo jesteśmy skoncentrowani na sobie i wydaje się nam, że także inni ludzie powinni być gotowi na nasze usługi. Tak nam trudno znosić niekiedy drobne przeciwności losu, inni ludzie bywają dla nas wielkim ciężarem, bo tak mała jest nasza miłość. Tak rzdko jesteśmy posłuszni Duchowi Świętemu, a tak często kierujemy się własnym egocentryzmem, lenistwem, chciwością czy gniewem.

Pomyśl, jak jest w Twoim życiu? Ile w Tobie gotowości do tego, by dawać bez wyrachowania, by się poświęcić bezinteresownie dla bliźniego?

Czy już dojrzałeś do tego, by wszelkie trudy, cierpienia, niepowodzenia przyjmować z rąk Opatrzności z wiarą, że one mają sens, gdy możesz je połączyć z ofiarą Jezusa?

Czy dorosłeś już do tego, by w milczeniu znosić to, co najtrudniejsze i nie obnosić swojej krzywdy?

Komentarze

Brak komentarzy. Może czas dodać swój?

Dodaj komentarz

Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony

Zaloguj się , żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?

Wspomóż nas

wesprzyj serwis

Kazania maryjne