Kazania maryjne

14.03.2012

Godność i powołanie człowieka

0 komentarzy · 18888 czytań · Drukuj

Drodzy Bracia i Siostry!

(...) Dzisiaj w szczególny sposób patrzymy na Maryję, aby zobaczyć, czym jest nasze powołanie. Ona, którą czcimy jako Niepokalaną, bo przyjęła dla nas wszystkich ten szczególny dar, jest wzorem człowieka - i to znaczy, że pokazuje nam cel człowieczeństwa, którym jest jedność z Panem Bogiem. To jest przeznaczenie każdego z nas! Jeżeli czasami dzieje się z człowiekiem źle, jeżeli jest tak zagubiony, nie wie, po co i jak żyć dalej, jak przebrnąć przez trudności... - to dlatego, że stracił z oczu cel. Dopiero wtedy, gdy znajdziemy ten cel, gdy bardziej świadomie przyjmiemy go i dostosujemy się do niego, będziemy szczęśliwi.

Pozwólcie, że podam bardzo prosty przykład z dziedziny samochodów. Jak niedobrze, jeżeli samochód nie jest używany według swojego przeznaczenia! Czasami ludzie, nie mając innych możliwości, samochodem osobowym przewożą cement. Jak szkoda tego samochodu, jak on się przy tym wykańcza! Nie jest "szczęśliwy" ani ten cement, ani ten samochód, ani nikt, kto na to patrzy. Albo jeżeli ktoś jeździ traktorem trasą szybkiego ruchu. Ten traktor jest bardzo dobry w polu, ale na takiej trasie jedzie za wolno, wszyscy muszą go mijać i sam męczy się, bo cały czas pracuje "na wysokich obrotach". Dodatkowo to, co jest na nim przewożone, szybko się brudzi. Taka droga w ogóle nie jest dla niego!

Już rozumiemy, o co tu chodzi. Nie tylko człowiek, ale nawet samochód (i wszystko, co istnieje) jest szczęśliwy, czuje się wolny, jest sobą, dopiero jeżeli jest dobrze "używany", stosowany i może poruszać się według własnego przeznaczenia. To dzisiaj wielka tragedia człowieka, że próbuje rozumieć samego siebie bez Boga - i męczy się, wpada z jednego kryzysu w drugi, robi sobie i innym krzywdę, czuje się jak w więzieniu, a wielu ludzi odrzuca nawet najwiekszy dar - życie.

Dzisejsza liturgia i w ogóle uroczystość Niepokalanego Poczęcia pokazuje nam trochę dokładniej, jak to jest z naszym celem. Słyszeliśmy Ewangelię o zwiastowaniu (Łk 1,26-38). Właściwie nie chodzi w tym fragmencie o tajemnicę dzisiejszej uroczystości, chodzi o inny moment z życia Maryi: gdy anioł Pański przyszedł do Niej z wielką nowiną - z propozycją, zaproszeniem Boga. Dlaczego ten fragment został wybrany na dzisiaj? Nie tylko dlatego, że w Piśmie Świętym nie ma bezpośredniej mowy o tajemnicy Niepokalanego Poczęcia, ale przede wszystkim dlatego, że wychodzi tu na jaw cała godność człowieka.

Maryja, zmieszana, zastanawia się: co się dzieje? Pojawia się anioł Pański; Ona cała w drżeniu, zostaje obdarowana szczególnym honorem. Teraz dopiero zaczyna rozumieć, kim jest (chociaż nigdy do końca nie rozumiała tego na tej ziemi). Pan Bóg obdarowuje Ją szczególnym szaacunkiem - bo jest wybrana na Matkę Syna Bożego.

My też nie możemy dobrze zrozumieć siebie i przyjąć naszego zadania życiowego, jeżeli nie patrzymy najpierw na naszą godność. Mamy w sobie niepowtarzalną godność, bo jesteśmy stworzeni przez Boga, jesteśmy dziećmi Bożymi i tego nikt nam nie odbierze. Można nas krzywdzić, można nas nieodpowiednio traktować, okłamywać, poniżać, ale nikt nie odbierze nam tej godności. Krew Chrystusa już przybliżyła nas do Maryi, która od początku była Niepokalana. Więcej: jesteśmy ochrzczeni! Przez Krew Chrystusa, przyjętą w czasie chrztu świętego i wciąż na nowo przyjmowaną w sakramencie odnowienia, przebaczenia, miłosierdzia - pokuty i pojednania - nasza podstawowa godność zostaje jeszcze bardziej pomnożona, na wzór Maryi. I to jeszcze nie wszystko! Jesteśmy nie tylko gośćmi, ale domownikami przy Stole Pańskim, w Eucharystii. Jednoczymy się z Chrystusem do takiego stopnia, że jesteśmy jednym Ciałem, jedną Krwią z Nim i to już jest rozpoczęcie wieczności pod znakami liturgii.

Na tym polega nasza godność. Czytając ten fragment o zdarzeniu w Nazarecie, patrząc na Maryję, rozumiemy, że nasze życie jest bardzo podobne do Jej życia. Rzeczy, które odróżniają nas od Niej, nie są tak istotne. Chociaż nie jesteśmy od pierwszego momentu niepokalani, to jednak przez Krew Chrystusa przybliżamy się do Niej i w jedności z Nią jesteśmy czyści. To jest nasze wspólne powołanie.

Jeszcze bardziej to powołanie wychodzi na jaw w drugim czytaniu (Ef 1,3-6. 11-12). Tam święty Paweł mówi jasno, że Pan Bóg powołał nas do tego, abyśmy, wybrani przed założeniem świata (tak jak Maryja) żyli przed Nim jako nieskalani. I dalej: jesteśmy stworzeni ku chwale Boga, czyli przeznaczeni do tego, by znaleźć swoje szczęście w adoracji, w oddawaniu czci Panu Bogu.

Można powiedzieć, że wielkie nieszczęście człowieka dzisiaj polega na tym, że nie potrafi adorować. Prubuje robić coś podobnego w relacji do drugiej osoby - obdarowuje ją czasami przesadnymi wyrazami szacunku lub zakochania się. Jednak adoracja człowieka to bałwochwalstwo! Bardzo szybko prowadzi do nieszczęścia: czowiek czuje się potem jak narkoman na głodzie. Jesteśmy stworzeni do adoracji, ale aby nie poplątać się i nie zagubić w niej - musimy znaleźć właściwy jej cel - Boga.

Maryja, która przechodzi bardzo trudne momenty w swoim życiu, akurat przez adorację Woli Bożej do końca stoi na nogach, również pod Krzyżem, i nie załamuje się - staje się coraz bardziej wolna i szczęśliwa.

Nabożeństwa, w których Bóg spotyka się z nami w znakach albo śladach swojej obecności (Eucharystia, krzyż albo relikwia...) - to tylko rozpoczęcie adoracji, ćwiczenie się, wejście w nią. To, co robimy w kaplicy, to "przedszkole" adoracji. Właściwa adoracja realizuje się tam, gdzie człowiek już nic nie rozumie, gdzie przechodzi największe kryzysy, stoi nad przepaścią, nie wie, jak postąpić dalej i po co żyć, w momencie, gdy myśli: "Wszystko zrobiłem źle; już nie ma co...". Wtedy decyduje się, czy człowiek jest w stanie adorować - czy powtórzy razem z Jezusem: "Nie moja, lecz Twoja Wola niech się stanie". Nie wiemy, czy Maryja mówiła coś na Golgocie (może nie powiedziała nic), ale wiemy, że stała i to było bardzo wymowne. Ona wytrwała tam. Człowiek, który ufa bardziej Bogu niż samemu sobie, jest człowiekiem adoracji.

Wróćmy jeszcze do pierwszego czytania z Ksiegi Rodzaju (Rdz 3,9-15). Słyszeliśmy o początkach ludzkości, o jej podstawowej tragedii: człowiek stworzony przez Boga, obdarowany Jego przyjaźnią, daje się od Niego odciągnąć przez brak ufności. Zwycięża w nim pycha, grzech. W tym momencie największej tragedii ludzkości Bóg jednak zaczyna również najpiękniejszą historię tej ziemi: historię zbawienia. W tak zwanej protoewangelii ogłasza przyjście Zbawiciela: będzie wielka Niewiasta, a Jej potomek, Jej Syn, na Krzyżu zwycięży kusiciela. Pan Bóg ustala przy tym nienawiść, mówiąc wężowi: Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę (chodzi o Maryję i Kościół), pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej.

Ten moment musimy dzisiaj bardzo jasno podkreślić. Jesteśmy powołani do miłości i dlatego musimy mieć też w sobie właściwą nienawiść. Człowiek, który nie potrafi nienawidzić, nie potrafi też kochać. Człowiek, który nie potrafi nienawidzić grzechu, nie potrafi też kochać tego, co dobre, kochać Boga. Właściwie dopiero ten, kto jasno powiedział "nie!" wobec grzechu, zaczyna kochać. Miłość nie jest kąpaniem się w słodkich uczuciach. Miłość to jasna decyzja, by trzymać się z Panem Bogiem, by przyjąć i ochronić to, co jest dobre, Boże i odrzucać wszystko, co jest brudne, negatywne, złe, grzeszne.

Może w ostatnim czasie trochę jednostronnie mówiliśmy tylko o miłości. Całe szczęście, że tak podkreślamy nasze powołanie do miłości! W praktyce jednak ta miłość nie zawsze rozwija się dobrze, jest słaba. Przypomina mi to młodzież, która jest czasami "wyrośnięta", ale słaba, "bez kręgosłupa". Dlaczego? Bo młodzi ludzie nie uczą sie walczyć! Jedzą tylko smakołyki, słodycze i to nieraz nadmiernie - i tak wyrastają "dęby", które są słabe. To jest owoc wychowania do miłości bez ascezy, bez walki z grzechem, to wychowanie bez sił! Ten, kto nie potrafi się denerwować, nienawidzić i gniewać się, nie potrafi też być dobry. Na tej ziemi potrzebujemy nie tylko światła, ale też cienia: bez cienia nie można namalować obrazu. Dlatego chciałem dzisiaj tak mocno podkreślić to, że jesteśmy powołani do miłości i dlatego też do walki z grzechem. Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę (...).

To jest urok naszego życia, życia nas wszystkich: jesteśmy ochrzczeni, aby być znakiem nadziei, bo czeka nas niebo, ale też aby być znakiem sprzeciwu, tak jak sam Jezus.

W ten sposób powstaje wyraźny obraz naszego powołania. Będą piękne, szczęśliwe dni i będą dni, które dużo wymagają. Będziemy zmęczeni, ale szczęśliwi, jeżeli tak jak Maryja będziemy trwać w tym przymierzu i tak jak Jezus zwyciężać węża, który sprowadził nieszczęście na całą ludzkość. (...) Amen.

Komentarze

Brak komentarzy. Może czas dodać swój?

Dodaj komentarz

Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony

Zaloguj się , żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?

Wspomóż nas

wesprzyj serwis

Kazania maryjne