Kazania maryjne

04.04.2012

Dać pierwszeństwo Jezusowi

0 komentarzy · 19613 czytań · Drukuj

Obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: "Niewiasto, oto syn Twój". Następnie rzekł do ucznia: "Oto Matka twoja". I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie. (J 19,25-27)

Drodzy Bracia i Siostry!

Przeżywając profesję wieczystą naszych sióstr, chcemy pogłębiać temat macierzyństwa z pomocą dzisiejszej Ewangelii. Przecież akurat w momencie pożegnania z Synem i przyjęcia Jego testamentu Maryja, która już trzydzieści trzy lata była Matką, również "matką duchową", otrzymuje najmocniejsze potwierdzenie tego głębszego, szerszego macierzyństwa - macierzyństwa duchowego. Staje się to, gdy Jezus mówi do Niej: Oto syn Twój, a do ucznia: Oto Matka twoja. W tym momencie powstaje nowa relacja pomiędzy "matką duchową" a "synem duchowym", który jest reprezentantem całego Kościoła.

Jak zaczęła się historia macierzyństwa duchowego Maryi? Maryja nigdy nie myślała o tym, że ma być matką duchową. Ona troszczyła się o Jezusa. Tak to jest aż do dzisiaj: macierzyństwo duchowe zaczyna się wtedy, gdy Jezus staje się najważniejszy, gdy cała troska, zainteresowanie, serce, siły fizyczne i duchowe, myśli, pragnienia - wszystko jest skierowane do Niego, podobnie jak to było u Maryi. Jeżeli dzisiaj dziewczyna czy dojrzała kobieta tak mocno bierze Jezusa do środka własnego życia i serca, zaczyna się jej macierzyństwo duchowe. Dyskusje, nauczanie, akcje misyjne - to wszystko też ma swoją wagę, ale prawdziwe rozpoczęcie macierzyństwa jest związane z tym, że Jezus znajduje swoje właściwe miejsce w sercu człowieka, że troska o Niego wypełnia całe życie, aż pod Krzyż. Dopiero pod Krzyżem, gdy Maryja nie złożyła "przyrzeczenia wierności", ale zdała z niej egzamin, gdy dała dowód wierności do końca - dopiero wtedy Jej macierzyństwo zostaje "zatwierdzone".

W swoim testamencie Jezus daje Maryi nowe zadanie do spełnienia - akurat wtedy, gdy najmniej o tym myślała, najmniej tego oczekiwała. Na pewno bała się tego zadania. Mówiąc po ludzku, chyba nie za bardzo chciała myśleć o innych. Przecież Jezus umiera, trzeba pożegnać się z Nim! On jednak daje Maryi nową misję (albo, jak my mówimy, "niespodziankę"): ma stać się matką duchową. Ona miała inne plany, ale macierzyństwo duchowe to dalsze powołanie, a nie osobisty plan życiowy.

I z czym to się wiąże? Maryja jeszcze raz musi opuścić wszystko. Jeżeli młoda zakochana dziewczyna, wychodząc za mąż, opuszcza własny dom, to też trochę kosztuje (całkowicie "na sucho" to się nie obejdzie, trochę łez przy tym zawsze jest), a jednak to jest coś naturalnego i bezproblemowego. Ale po pewnym czasie, gdy mijają lata, człowiek marzy już o tym, by znaleźć swój własny kąt, gdzie może odpocząć, i nie chce żadnych zmian.

W młodości Maryja musiała odejść z rodziny własnych rodziców, później zostawiła Nazaret, aby służyć Synowi, który miał inną misję. I teraz najtrudniejsze: Syn żegna się z Nią i Ona, która już nie jest taka młoda, musi pójść do obcych: owszem, do znanych, miłych ludzi, ale jednak do obcego domu. Jako "matka duchowa" znowu musi zostawić własny dom, otoczenie, w pewnym sensie być obcą w domu innych ludzi, dopasować się do nowej sytuacji i ćwiczyć się ciągle w pokorze. Tak to jest z macierzyństwem duchowym...

Szukając w życiu naszych sióstr tych głównych elementów, które obserwujemy tutaj w momencie potwierdzenia macierzyństwa duchowego Maryi, chciałbym, po pierwsze, zwrócić uwagę na to, że także nasze siostry już od początku drogi powołania musiały i mogły wciąż na nowo dawać pierwszeństwo Jezusowi. (...) Już od kilku lat siostry mniej lub bardziej świadomie idą tą drogą Maryi, troszcząc się przede wszystkim o Jezusa, który stał się pierwszy i najważniejszy w ich życiu. Dlatego, świadomie czy nieświadomie, weszły na drogę powołania do macierzyństwa duchowego.

Dzisiaj przeżywają moment składania przyrzeczeń. Nazywa się to w różny sposób: raz mówi się "profesja", raz "śluby" lub "przyrzeczenia", ale zawsze chodzi o wierność. Czym jest wierność? To doświadczenie Krzyża w życiu. Wierność ukazuje się wtedy, gdy zaczynają się kłopoty. Dopóki wszystko jest proste, łatwe i miłe, jeszcze nie ma co mówić o wierności. Wierność - obojętnie, czy w przyjaźni, w małżeństwie czy w zakonie - zaczyna się wtedy, gdy zaczyna się Krzyż! Pod Krzyżem zdaje się egzamin z wierności. Wierność nigdy tak po ludzku się nie "opłaca". Patrząc powierzchownie, ona zawsze jest głupotą, bo bierze udział w tajemnicy i w "głupstwie" Krzyża. Jezus Ukrzyżowany jest najważniejszym, najpełniejszym wyrazem wierności Boga-Stworzyciela wobec swoich dzieci, wobec swojego stworzenia. Maryja pod Krzyżem w pełni przyjmuje ten znak wierności Boga w Chrystusie, dając własne "Tak". I każdy, kto świadomie składa przyrzeczenia wierności na całe życie, czyni to, aby trwać razem z Maryją pod Krzyżem - i to do końca życia, do zmartwychwstania.

Mówiliśmy, że Maryja, już nie tak młoda, musiała odejść z domu i zaczynać jeszcze raz - i to nie ostatni raz w życiu. Akurat to jest też szczególnym znakiem naszego powołania. Półżartem, a jednak trafnie mówimy, że nasze siostry są "siostrami - niespodziankami" i to dlatego, że co chwilę mają na nowo zaczynać, odchodzić, zostawiać wszystko, wchodzić w nowe otoczenie, nigdy nie mieć swojego własnego, miłego, przytulnego kąta, mówiąc: "to mój...". Jesteśmy w domu tam, gdzie jesteśmy potrzebni! Jesteśmy u siebie tam, gdzie ktoś cierpi. To szlachetność i wielkość, trud i szansa tego powołania. Właściwy misjonarz do końca życia jest gotowy, by jeszcze i jeszcze raz zaczynać, nie wiadomo gdzie i jak. Ta elastyczność, te niespodzianki są jednak ważne, istotne w naszym życiu. Na tym polega zdolność do misji. To czyni nasze siostry i naszych braci misjonarzami.

Jezus powiedział do Maryi: Oto syn Twój. Masz wziąć tego ucznia do serca, a nie traktować go jako swojego ucznia lub przyjaciela. On ma być Twoim synem.

Oto syn Twój - nie pole misyjne, nie praca, nie instytucja, nie szpital, nie parafia, nie szkoła, nie Miasteczko. Dopiero jeżeli siostra misjonarka traktuje ludzi, którym służy, jakby własnego syna, staje się misjonarką w pełni, na wzór Maryi.

Czy ten uczeń był dojrzały czy niedojrzały, czy wierny czy niewierny, czy rozumiał czy nie - Maryja miała wziąć go za syna - i to oznaczało kłopoty. Mieć syna to coś miłego, ale nie zawsze łatwego - i to jest potrzebne dla matki. Matka bez syna nie jest w pełni sobą.

Maryja miała pozwolić na to, by wzięto Ją do domu Jana, który bardzo różnił sie od domu w Nazarecie: inne zwyczaje, inna duchowość... Miała być gotowa na "inkulturację". Jak aktualne jest to dla nas! Jedne siostry jadą na misję do Liechtenstein, inne do Monachium, do Zagrzebia, do Moskwy... Nigdy nie wiadomo, gdzie będziesz potrzebna, ale na wszystko trzeba być gotową i wszędzie czeka inna kultura, inne zwyczaje... Maryja to już przeżyła. Ona jest pierwszą misjonarką, która przyjęła krzyż inkulturacji.

Naprawdę trzeba być Maryją, aby być misjonarką. Macie wielki model, aby stać się znakiem i wzorem dla Kościoła, dla człowieka naszych czasów. To jest wielkość i piękno naszego powołania.

Komentarze

Brak komentarzy. Może czas dodać swój?

Dodaj komentarz

Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony

Zaloguj się , żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?

Wspomóż nas

wesprzyj serwis

Kazania maryjne