Kazania maryjne

30.10.2012

Serce Maryi ratunkiem tonących

0 komentarzy · 7158 czytań · Drukuj

Nad morzem mieszkała pewna rodzina rybaka. Został już tylko syn z matką. Matka za każdym razem ciężko przeżywała wyprawę syna na pełne morze. Któregoś dnia syn znowu wypłynął na łowiska. Powiedział, że wróci niedługo. Minął jednak jeden dzień, drugi, trzeci... Sercem matki targał coraz większy i straszniejszy niepokój. Nie umiała wysiedzieć w swej ubogiej izdebce. Wyszła na brzeg, jakby sądziła, że może przez to przybliży powrót ukochanego syna. Z przerażeniem spostrzegła, że zbiera się na burzę. Nadciągały czarne, ciężkie chmury, gwałtowny wicher coraz mocniej targał powierzchnią morza. Coraz wyższe fale rozbijały się na piasku. Rozpacz ogarniała matkę. Chodziła po brzegu i w intencji syna odmawiała Różaniec. Syn ciągle nie wracał...

Ciemno już było od ołowianych chmur. Matka weszła do morza, nie zważając na fale - jakby chciała być bliżej syna. Odmawiała ciągle Różaniec, a z oczu jej płynęły łzy - gorzkie, matczyne, pełne boleści i zatroskania. I dziwna rzecz! Łzy wpadające do morza uspokajały wzburzone bałwany! Morze cichło pod ciężarem matczynych łez!

Sercem raczej, niż oczyma, ujrzała matka daleko na horyzoncie maleńki punkcik - łódź syna miotaną ciągle jeszcze wichrami. Weszła głębiej w cichą już przy brzegu wodę, odmawiając wytrwale Różaniec. Była pełna nadziei i pokładała ufność w Bogu i w Matce Najświętszej. Modliła się: "Matko, musisz mi go zwrócić. Wiem, że Ty możesz to zrobić".

Morze coraz bardziej się uspokajało. Po chwili straszliwie umęczony syn przybił do brzegu. Chwyciła go matka w swe ramiona, przytuliła. A on zapytał: "Mamo! Jak ty to zrobiłaś? Jak potrafiłaś rzucić mi stąd, z lądu, ten przedziwny sznur z węzłami, którego się chwyciłem? Dzięki niemu mogłem przybić bezpiecznie do brzegu, choć fale złamały ster mojej łodzi". Tyle piękna legenda rybacka.

Święty Antoni Claret z kolei modlił się kiedyś gorąco do Niepokalanej Dziewicy w intencji pewnego kraju. Maryja mu odpowiedziała, że losy tego kraju zaszyfrowane są w Różańcu. Kto wie, czy los dzisiejszego świata nie jest zaszyfrowany w tej modlitwie? Jak owa matka, która rzuciła synowi linę ratunkową modlitwy różańcowej - niewidzialną, lecz jakże realną! - tak i my musimy się chwycić Różańca. Świat przeżywa straszliwe zamieszanie. Najgenialniejsze nawet umysły nie umieją znaleźć drogi wyjścia z tego wzburzonego morza, jakim stała się nasza cywilizacja. Musimy rzucić biednej ludzkości sznur różańca. Jak to zrobić? Modlić się różańcem i żyć nim, rozpowszechniać go. W nim zaszyfrowany jest los ludzkości - to nie przesada.

Matka Boża dokonuje dziś wielkiego dzieła przemiany w swoich dzieciach. Ta sama w Betlejem, ta sama w Nazarecie, ta sama pod Krzyżem, ta sama dziś, wśród nas. W ważnych chwilach zawsze przychodziła i przychodzi z różańcem w dłoniach. Bo święty Różaniec to potężna modlitwa, którą Kościół zanosi do Boga na chwałę Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny. Kiedyś nieznana i pokorna Dziewczyna z Nazaretu zapowiedziała, że będą Ją czciły wszystkie narody. Dziś już chyba nie ma na świecie takiego języka, w którym nie powtarzano by Zdrowaś Maryjo.

Różaniec to Ewangelia, to wspaniała nowina o tym, że Bóg tak ludzi ukochał, iż stał się jednym z nas (por. J 3,16). To wielka nowina o tym, że zostaliśmy odkupieni i powołani do godności dzieci Bożych (por. 1 J 3,1n). To cudowna nowina mówiąca nam o tym, że jesteśmy przeznaczeni do wiecznej chwały z uwielbionym Chrystusem. To właśnie jest Ewangelia, którą rozważamy na paciorkach różańca. Zobaczmy, w pierwszej części przeżywamy właśnie wielką tajemnicę wkroczenia Boga w ludzką historię. Druga poświęcona jest dziękczynieniu za Odkupienie. Część trzecia to część pełna nadziei i prośby tych, którzy mają być na wieki złączeni z Jezusem Chrystusem, swoją Głową, tak jak Najświętsza Panna Maryja. Tajemnice Różańca to tajemnice życia, męki i chwały naszego Pana. Różaniec zawiera istotę Ewangelii, istotę chrześcijaństwa. Jeśli ktoś dużo i świadomie modli się na różańcu, możemy ufać, że jego wiara będzie się nieustannie pogłębiać. Jest rzeczą niemożliwą, by ktoś, kto na co dzień żyje wielkimi prawdami chrześcijaństwa, nie uczynił z nich naczelnych zasad swego życia.

Nasi ojcowie zostali wychowani na Różańcu. Ich spracowane ręce wieczorem, po trudach dnia, ujmowały różaniec i tak jednoczyli tajemnice swego życia z tajemnicami Jezusa i Maryi. Nosili różaniec na szyi, gdy wyruszali w daleką podróż, może za chlebem, może jako flisacy ze spływem zboża. Wielbili w ten sposób Bogurodzicę Dziewicę, Różańcową Maryję, i tak świadczyli o Niej, a przez Nią o Bogu Prawdziwym. To było ich życie, to była ich nadzieja. Nie wstydzili się Boga, ani prawd wiary. W tym duchu wychowywali swe dzieci; tak i my zostaliśmy wychowani.

Tego dziedzictwa nie można zatracić, ten różańcowy skarbiec musimy wzbogacić i przekazać dalej, by służył przyszłym pokoleniom.

Szczęśliwy dom, szczęśliwa ta rodzina, w której odmawia się Różaniec, bo Chrystus będzie w niej królował. Rodzinny Różaniec będzie wielkim darem złożonym Matce naszej. Głośmy chwałę Maryi, chwałę, do której jesteśmy powołani.

Jednak są też inne rodziny...

Na kolanach matki bawiło się dziecko. Starszy syn zaczął kłótnię z matką, gdyż nie chciała mu pozwolić na nocną hulankę. Ze złości zaczął przeklinać. Z matczynych oczu popłynęły łzy, gorzkie łzy. Maleństwo poczuło łzy matki... Podniosło główkę, popatrzyło na ukochaną twarz zalaną łzami... Stanęło mamie na kolanach, objęło ją mocno za szyję, przytuliło i ucałowało: "Mamusiu, nie płacz! Nie płacz! Odtąd będę cię kochał dwa razy mocniej!".

Zmarnowaliśmy tyle człowieczeństwa. Czy można je odbudować? Tak. Wystarczy iskierka, by rozniecić wielki ogień. Wystarczy płomyk światła, by wskazać dobrą drogę. Wystarczy szczypta soli, by ocalić to, co dobre. Ale może my już przestaliśmy być świadkami Boga? Świadek to ten, kto mówi prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Gotów jest tę prawdę przypieczętować własną krwią.

Tym, co najmocniej sprzeciwia się kroczeniu człowieka do Boga, to jego własny grzech, to trwanie w grzechu, a w ostateczności - negacja Boga. Każdy grzech jest w jakimś stopniu wykreśleniem Boga z naszego świata, oderwaniem od Niego całej ziemskiej działalności człowieka. "Nawróćcie się do Mnie, a Ja zwrócę się ku wam", woła Bóg. Nawracamy się do Boga, który na nas czeka. Czeka, aby się do nas zwrócić. Idziemy ku Bogu, który pragnie wybiec na nasze spotkanie (por. Łk 15,11-32).

Otwórzmy się ku Bogu, który chce dla nas się otworzyć. Nawrócenie nie jest procesem jednokierunkowym. Jest objawieniem się wzajemności. Nawracać się to znaczy uwierzyć w Boga, który pierwszy nas umiłował, który odwiecznie nas umiłował w swoim Synu i przez Niego obdarowuje nas łaską i prawdą Ducha Świętego. Dlatego też Syn został ukrzyżowany, aby swymi szeroko rozwartymi ramionami mówić nam o tym, jak bardzo otwarty jest ku nam Bóg, jak nieustannie przez Krzyż Syna sam Ojciec do nas się zwraca.

W ten sposób nasze nawrócenie nie jest dziełem jednostronnym, nie jest tylko wysiłkiem naszego rozumu, woli i serca. Nie jest tylko dźwiganiem ku górze naszego człowieczeństwa. Nawrócenie jest przede wszystkim przyjęciem, jest wysiłkiem, aby przyjąć Boga w całym bogactwie Jego zwrócenia się ku człowiekowi. To zwrócenie się Boga ku stworzeniu, ku człowiekowi, jest łaską. Wysiłek umysłu, woli i serca pozostaje nieodzowny, aby przyjąć łaskę, aby nie zgubić tego Bożego wymiaru naszego ludzkiego życia. Aby w nim trwać.

Komentarze

Brak komentarzy. Może czas dodać swój?

Dodaj komentarz

Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony

Zaloguj się , żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?

Wspomóż nas

wesprzyj serwis

Kazania maryjne