Kazania maryjne

16.08.2012

Pobożność maryjna szkołą wierności Chrystusowi

0 komentarzy · 8518 czytań · Drukuj

Bóg Wszechmocny, Odwieczna Mądrość, dał światu Syna swego przez Maryję. Obecność Boga pośród nas, w ludzkim ciele, dokonała się dzięki fiat wypowiedzianemu przez Maryję. Ten fakt potwierdza prawdę, że miłość Boża chodzi ludzkimi drogami, a rola Maryi jest wyjątkowa.

Jak powiedział Otto Faber, słynny konwertyta, który przeszedł z anglikanizmu na katolicyzm: "Od kiedy wyrzuciliśmy Matkę Bożą za drzwi, nasze chrześcijaństwo wysycha coraz bardziej. Pozostała nam wegetacja. Jeżeli ma ono na nowo zakwitnąć, musimy z powrotem wprowadzić do Kościoła anglikańskiego Matkę Najświętszą". Oto dlaczego Kościół święty tak czci swoją Matkę. Bo Ona jest drogą do Boga. Maryja z woli samego Boga stała się drogą, pośredniczką, przez którą przyszedł na świat Chrystus. Maryja jest nie tylko drogą Chrystusa do nas, lecz także naszą drogą do Chrystusa. Cały kult maryjny to nic innego, jak droga do Chrystusa, czyli do świętości. A jak jest w praktyce?

Tym, co najbardziej razi i zasmuca w naszym kulcie do Matki Najświętszej, to uprawianie pewnego rodzaju handlu. To ta czysta doczesna interesowność. Matka Najświętsza dla wielu stała się taką poczciwą Panią do załatwiania naszych doczesnych, nieraz bardzo błahych, interesów, interesików, i nic więcej. Czyż na pierwsze miejsce nie wysuwa się ten zgiełk jarmarczny? A najczęstszymi słowami, które słychać, to: "daj, spraw, wysłuchaj"? Daj pieniądze, zdrowie, powodzenie; daj dobrego męża, pomóż zdać egzamin, wygrać w totolotka.

Przypomnijmy sobie: ile razy modliliśmy się tylko po to, by uczcić Maryję? Ile razy rumieniec wstydu pokrył nasze oblicze wobec wysiłku naśladowania Matki Bożej? I tu dopiero jest źródło zła. Nie to jest złe, że prosimy Matkę Bożą o sprawy doczesne. O to możemy prosić i powinniśmy - bo Ona jest Matką, a dla Matki nic nie jest obojętne. Ale zło tkwi w tym, gdy cały kult maryjny ogranicza się do załatwiania naszych spraw doczesnych. Zło tkwi w tym, że z kultu maryjnego chcemy zrobić tylko mały kramik, gdzie dłuższą lub krótszą modlitwę do Matki Bożej można wymienić na zdrowie, pieniądze, powodzenie, wybawienie z kłopotu...

Obok tej tylko doczesnej interesowności w nabożeństwie maryjnym istnieje jeszcze drugie, równie groźne niebezpieczeństwo. Św. Ludwik Grignion de Montfort, wielki teolog i apostoł Maryi, określił je mianem "zuchwałości".

Jest to oderwanie nabożeństwa maryjnego od życia. Zuchwałym czcicielem jest ten, kto pod szyldem i sztandarem Maryi prowadzi grzeszne, pogańskie życie, usprawiedliwiając się tym, że Maryja nie pozwoli mu zginąć.

Zuchwałym czcicielem jest ten, kto nawet często modli się do Niej, uczęszcza na Jej nabożeństwa, a równocześnie tkwi w grzechach ciężkich i nałogach i nawet mu na myśl nie przyjdzie, by zacząć nowe życie. Jakże często człowiek potrafi połączyć "nabożeństwo" do Matki Bożej z brudem sumienia i życiem prawie pogańskim.

Jeden ze wspłczesnych pisarzy katolickich wypowiada takie znamienne słowa modlitwy: "O, Panie, sfałszowaliśmy Ciebie, wygładziliśmy Twoje słowa. Powtarzamy do znudzenia, żeś jest łagodny i pokornego serca, a zapominamy, że przyniosłeś z sobą ogień na świat, że chcesz tylko, aby był zapalony".

Czy czasem i my nie powinniśmy skierować podobnej modlitwy przeproszenia do Matki Najświętszej? "O, Matko, sfałszowaliśmy Ciebie, wygładzili, wymalowali, ustawili jak lalkę, ocukrzyli Twoje słowa i Twe nabożeństwa. Powtarzamy do znudzenia, żeś Matką Miłosierdzia, żeś uzdrowieniem chorych i pociechą strapionych, a zapominamy, żeś drogą do Chrystusa, drogą do świętości".

Niepokalane Serce Maryi pragnie być naszym ratunkiem, drogą do Chrystusa... Sędziwy marszałek Francji, Louis Lyautey, wsławiony licznymi zwycięstwami, wiele czasu poświęcał sprawom duszy. Szczególnie ukochał nabożeństwo do Matki Bożej, gorliwie odmawiał Różaniec. Odwiedził go pewnego razu jeden z jego przyjaciół i zauważył na stoliku książeczkę do nabożeństwa i różaniec. Zdziwił się tym widokiem, ale marszałek mu odpowiedział: "Nie śmiej się, w życiu koniecznie trzeba się o coś oprzeć". Głębokie to słowa, podyktowane mądrością życia.

W życiu koniecznie trzeba się o coś oprzeć. Musimy mieć jakieś trwałe wartości, na których będziemy mogli budować swe życie i nie stracić jego sensu. My, katolicy - zwłaszcza Polacy - opieramy swe życie na kulcie Matki Chrystusowej i zaufaniu do Niej. Jej Serce jest stale otwarte dla nas, byśmy tylko o Niej nie zapomnieli i nie fałszowali Jej matczynego, kochającego Serca.

Pewien młodzieniec wybierał się na dwór panującego, bo miał tam pełnić służbę. Gdy matka z nim się żegnała, wymogła na nim przyrzeczenie, że codziennie odmówi przynajmniej jedno Zdrowaś Maryjo i doda taką modlitwę: "Panno błogosławiona, nie opuszczaj mnie w godzinie śmierci". Pobyt na dworze, gdzie było wiele złego, sprowadził młodzieńca na złe drogi. Doszło do tego, że został wydalony z dworu. Gdy znalazł się bez środków do życia, aż tak nisko upadł, że został bandytą, napadał, rabował, mordował. Mimo to nie przestał jednak odmawiać Zdrowaś Maryjo tak, jak obiecał matce. Po jakimś czasie policja go ujęła i został skazany na śmierć. W przeddzień wykonania wyroku przyszła głęboka refleksja i zrozumiał, jak nisko upadł. Wpadł w rozpacz i zaczął rzewnie płakać. Wtedy ukazał mu się szatan w postaci pięknego młodzieńca i obiecał go wyratować, byle zrobił to, czego on zażąda. A zażądał bardzo dużo, bo kazał mu wyrzec się Boga i sakramentów świętych. Nieszczęsny młodzieniec usłuchał i wyrzekł się Boga. A wtedy szatan zażądał, by wyrzekł się Matki Bożej. Na to młodzieniec już nie przystał, przeciwnie zaraz odmówił modlitwę: "Maryjo, Panno błogosławiona, nie opuszczaj mnie w godzinie śmierci". Szatan znikł, a skazaniec poprosił o kapłana. Z wielką skruchą się wyspowiadał. Gdy go prowadzono na miejsce stracenia, przechodząc koło figury Matki Bożej, pokłonił się i odmówił zleconą mu przez matkę modlitwę. Wtedy na oczach wszystkich posąg skłonił ku niemu głowę. Wzruszony skazaniec prosił, by mu pozwolono ucałować nogi posągu. Kaci zgodzili się na to. Gdy zbliżył się do posągu, Matka Boża nachyliła się, chwyciła go za ramię i trzymała tak mocno, że nie było siły, aby go ruszyć z miejsca. Na widok tego cudu zebrana publiczność zaczęła wołać: "Ułaskawić go, ułaskawić!". I ułaskawiono go. Po ułaskawieniu wrócił w rodzinne strony, żył jeszcze długo i opowiadał o cudownym ratunku, jakiego doznał od Matki Najświętszej.

Przepraszajmy, że tak mało uczyniliśmy w życiu dla tak kochającego Serca. Odwdzięczajmy się temu kochającemu Sercu Maryi za to, że nam dała Syna, przez to, że Go ani na moment nie opuścimy. Zadajmy sobie pytanie i odpowiedzmy w duchu, co uczyniliśmy w życiu dla tego kochającego Serca?

Komentarze

Brak komentarzy. Może czas dodać swój?

Dodaj komentarz

Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony

Zaloguj się , żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?

Wspomóż nas

wesprzyj serwis

Kazania maryjne