Sylwetki

30.03.2012

O. Wenanty Katarzyniec

0 komentarzy · 22527 czytań · Drukuj

O. WenantyŻyciorys

Józef Katarzyniec urodził się 7 października 1889 r. w Obydowie k. Lwowa w rodzinie chłopskiej. Rodzicami jego byli Jan i Agnieszka z domu Kozdrowicka. Jako uczeń zarabiał na swoje utrzymanie, dając korepetycje, by nie być ciężarem dla rodziców.

Jako dziecko przejawiał zamiłowanie do modlitwy, Mszy świętej. Często odmawiał Różaniec i zachęcał do tego swoich rówieśników, służył do Mszy jako ministrant. Wspomina mama: "Gdym go nauczyła modlić się na różańcu, często go odmawiał, nawet kilka razy dziennie, choć go do tego nikt nie namawiał". Mając cztery lata znał cały pacierz oraz Różaniec.

Odwiedzał też okoliczne kaplice. W jednej z kaplic, w Jagonie, zauważył na ołtarzu tablice zawierające modlitwy używane przez kapłanów podczas Mszy św. Przepisał je sobie, nie znając języka łacińskiego. Postanowił "odprawiać" sobie Mszę w domu. Rodzice, zmartwieni tymi "ceremoniami", poszli po radę do proboszcza. Kapłan, widząc w tym zalążek powołania, zalecił rodzicom, by nie zabraniali chłopcu.

Nie zwracał niczym na siebie uwagi. Proboszcz po latach mógł tylko powiedzieć: "Była to dusza czysta i święta". Wkrótce odkrył w sobie powołanie kapłańskie. Niestety, ze względu na ubóstwo rodziny nie mógł go zrealizować w seminarium diecezjalnym we Lwowie. Pan Bóg jednak miał w tym swoje plany. Po ukończeniu seminarium nauczycielskiego zapukał do zakonu franciszkanów. Tam go jednak nie od razu przyjęli. Nie miał jeszcze matury ani nie znał łaciny. Kazano mu wrócić za rok. Przez rok nauczył się tak dobrze łaciny, iż profesor z seminarium był zaskoczony jego znajomością. Został przyjęty. Otrzymał imię zakonne Wenanty.

W zakonie poznał młodszego od siebie br. Maksymiliana Kolbego. Tak pisze o tym spotkaniu do o. Maksymiliana:

"Ośmielę się przypomnieć nasze stosunki prawdziwie braterskie (choć niedługo to trwało), gdyśmy byli jako klerycy na wakacjach w Kalwarii. Jakoś mi ojciec przypadł wówczas do serca i zdawało mi się, że obaj mamy jednakowe dążenia i porywy".

Po święceniach kapłańskich o. Wenanty wyjechał do rodzinnej parafii, by odprawić tam Mszę świętą. Był następnie wikarym w parafii Czyszki. Przygotowywał 150 dzieci do Pierwszej Komunii świętej. Był doskonałym wychowawcą, potrafił utrzymać uczniów w karności. Z wielką gorliwością służył tam, gdzie inni unikali posługi. Wyjeżdżał do chorych na różne choroby zakaźne.

Dla wszystkich był bardzo życzliwy. W 1915 r. otrzymał obowiązek mistrza nowicjatu. Nowicjuszy ujął swoją życzliwością, pokorą i wielką ufnością w dobroć człowieka. Nie było w tym naiwności. "Wmawiał w nas więcej dobroci i cnoty, aniżeli czuliśmy ich w sobie. Tejże chwili więc postanowiliśmy sobie koniecznie odpowiedzieć temu niezasłużonemu zaufaniu". Nie dane mu było jednak cieszyć się owocami swojej pracy. Nie dożył święceń kapłańskich swoich nowicjuszy. Wyczerpany wielostronną pracą zaczął podupadać na zdrowiu od 1918 r.. Stąd wyjazdy do Hanaczowa na wypoczynek, później do Kalwarii Pacławskiej. Zawsze pogodny, pocieszał innych: "Nie smuć się bardzo i nie płacz. Widocznie taka jest wola Jezusa (...). I dla mnie krzyżem jest chorowanie i to, żem oderwany jest od ulubionej pracy - ale cóż, jeśli Bogu tak się podoba, niech tak będzie!".

We wtorek, 28 grudnia 1921 r., o godz. pierwszej w nocy o. Wenanty z trudem doczołgał się i zapukał do pokoju gwardiana kalwaryjskiego. «To ja, Wenanty. Zachorowałem, proszę mię wyspowiadać». O. Kazimierz Siemaszkiewicz wyspowiadał go, udzielił mu Komunii świętej i sakramentu chorych. Świadkowie wspominają: "Muszę ze smutkiem przyznać, że biedaczysko był opuszczony w swojej chorobie i nie miał odpowiedniej opieki; każdy się obawiał zaraźliwej gruźlicy». W czwartek 31 marca 1921 r. przez cały dzień było coraz gorzej z Wenantym, prosił więc, by przy nim czuwano. Niestety przy jego śmierci nie było nikogo. Zmarł cicho i spokojnie, tak jak ciche i pełne pokoju było jego życie.

W 1919 r., gdy o. Maksymilian Kolbe powrócił z Rzymu, zaraz zabrał się do rozpowszechniania idei Rycerstwa Niepokalanej wśród kleryków. Co więcej, kiedy o. Maksymilian zapytał o. Wenantego, co sądzi na temat pomysłu wydawania czasopisma dla Rycerstwa Niepokalanej - "Rycerza Niepokalanej», ten jak najgoręcej zachęcał do jego wydawania. Z jego opinią św. Maksymilian bardzo się liczył. W późniejszych latach powiedział, że nie byłoby "Rycerza Niepokalanej», gdyby nie wspacie o. Wenantego, który obiecał napisać nawet artykuł wstępny do pierwszego numeru. Niestety, nie zdążył zrealizować swej obietnicy, gdyż zmarł z powodu gruźlicy, wyczerpany pracą 31 marca 1921 r.

Proces beatyfikacyjny sługi Bożego trwa od lat, a przekonanie o jego świętości wyrażał już sam św. Maksymilian, który był jego przyjacielem. W pierwszym numerze "Rycerza Niepokalanej" 1922 r. ogłosił go patronem czasopisma.

Komentarze

Brak komentarzy. Może czas dodać swój?

Dodaj komentarz

Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony

Zaloguj się , żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?

Wspomóż nas

wesprzyj serwis

Sylwetki

  • Br. Innocenty Maria Wójcik
    maryjni.pl/innocenty-wojcik-ofmconv Był wiernym uczniem św. Maksymiliana Marii Kolbego. Po jego śmierci wcielał w życie ideał Rycerstwa Niepokalanej. Wielu mówiło o nim: "To nie jest taki zwyczajny brat".
  • Ks. Franciszek Blachnicki
    "Oddanie się Niepokalanej, którego się nauczyłem od św. Maksymiliana, po łasce chrztu św. cenię sobie najwięcej". Ks. Franciszek mówił: "Jakie wspaniałe dzieła można tworzyć na fundamencie jego nauki". I rozpoczął działać w duchu św. Maksymiliana.
  • Ks. Krzysztof Jeziorowski
    Kapłan, rycerz Niepokalanej, proboszcz i rekolekcjonista, pełen dobrego humoru i pomysłów ewangelizacyjnych - takim był ks. Krzysztof Jeziorowski.
  • Przyjaciel św. Maksymiliana
    Święci też mają swych przyjaciół. Dla o. Maksymiliana Kolbego serdecznym przyjacielem był współbrat w Zakonie o. Wenanty Katarzyniec. Rocznica śmierci sługi Bożego o. Wenantego była okazją, by szczególnie modlić się i polecać działa założone przez św. Maksymiliana, a szczególnie "Rycerza Niepokalanej".